Aktyw Forum

Zarejestruj się na forum.ep.com.pl i zgłoś swój akces do Aktywu Forum. Jeśli jesteś już zarejestrowany wystarczy, że się zalogujesz.

Sprawdź punkty Zarejestruj się

Pomoc z matematyki

Moderatorzy: Jacek Bogusz, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Darlington
-
-
Posty: 574
Rejestracja: 12 lis 2007, o 18:18
Lokalizacja: stąd!

Pomoc z matematyki

Postautor: Darlington » 11 paź 2008, o 22:37

Witam!
Zamieszczam fragmenty moich notatek które sprawiły mi trudność i proszę o wytłumaczenie.

1.definicja granicy ciągu - kompletnie tego nie rozumiem zarówno definicji jak i wzorku
ObrazekObrazek
Chodzi o ten wzór:
Obrazek

2.jakiś aksjomat z prawdopodobieństwa - również nie ogarniam
ObrazekObrazek

3.pochodne - z czym to się je? jak się liczy?
Obrazek

tg3a
-
-
Posty: 243
Rejestracja: 26 maja 2008, o 19:46
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: tg3a » 13 paź 2008, o 21:42

Witam, i mam nadzieję, że temat matematyczny, wykraczający poza zakres elektroniki (zwłaszcza praktycznej), jednak się "ostanie".
Na dzisiaj tylko szczegółowe objaśnienie (czasem trochę "łopatologiczne") granicy ciągu.
Odwrócone A czyta się "dla każdego", a odwrócone E czyta się "istnieje". Całą definicję czyta się:
"Dla każdego epsilon większego od zera istnieje n zero należące do N (zbioru liczb naturalnych) (w tym miejscu my zwykle zwykle mieliśmy dwukropek, który czyta się "taki/taka/takie, że", a więc cofając się trochę:)
"... n zero ... takie, że dla każdego n większego od n zero moduł (wartość bezwzględna) różnicy a en minus g jest mniejszy od epsilon".
A teraz jak to rozumieć:
an (a en - to n powinno być w indeksie) oznacza n-ty wytaz danego ciągu liczbowego. Wartość modułu różnicy an - g mówi nam, jak dużo od liczby g różni się n-ty wyraz ciągu (nieważne, w górę czy w dół).
Tak więc definicję tę można rozumieć następująco:
Liczba g jest granicą ciągu, jeśli dla każdego ε większego od zera istnieje takie n0 (zero powinno być w indeksie) należące do N, że każdy n-ty wyraz ciagu dla n>n0 różni się od tej liczby g o mniej, niż ε, czyli mówiąc innymi słowami, wszystkie wyrazy ciągu następujące za wyrazem o numerze n0 są oddalone od g o mniej, niż ε (epsilon).
Jeszcze lepiej można to zrozumieć, gdy się zobaczy, jak to działa na jakimś konkretnym ciągu. Rozważmy przykładowo ciąg liczbowy an=1/n.
Ciąg ten posiada granicę równą 0, czyli tutaj g=0. Więc zobaczmy, co będzie, gdy przyjmiemy ε równe przykładowo 0,1.
Okazuje się, że dla takiego ε można określić n0 równe 10, bo istotnie, 11-ty wyraz ciągu, czyli a11= 1/11 różni się od g (czyli 0) o mniej niż 0,1 , a12=1/12 też różni się od 0 o mniej niż 0,1 , i łatwo zauważyć, że każdy następny wyraz również. (To n0 wybraliśmy najbardziej "oszczędnie", ale nic nie stało na przeszkodzie, by określić n0 z zapasem jako równe 20, bo oczywiście a21, a22, a23, i.t.d. także różnią się od g o mniej, niż 0,1). A co będzie, gdy jako ε wybierzemy 0,000001 ? To też dla takiego ε istnieje n0, które można określić jako równe 1000000, gdyż a1000001=1/1000001 różni się od zera o mniej, niż 0,000001 , i łatwo zauważyć, że już każdy następny wyraz tego ciągu będzie również różnił się od granicy g o mniej, niż tak wybrane ε. Jeśli Ci nie brak wyobraźni, to łatwo zauważysz, że jak małego ε byśmy nie wybrali (niechby nawet jedną bilionową, trylionową czy kwadrylionową), to zawsze możemy określić takie n0 (równe bilion, trylion, czy też kwadrylion), że wszystkie następne wyrazy ciągu różnią się od granicy o mniej, niż tak wybrane ε. Ujmując to trochę bardziej syntetycznie, jak małego ε byśmy nie wybrali, to daje się zawsze określić takie n0 (dobrane stosownie do tego ε), że wszystkie następne wyrazy ciągu są położone bliżej granicy, niż na tę odległość ε. Zauważ, że tak naprawdę oznacza to, że jak małego ε byśmy nie wybrali, to prawie wszystkie wyrazy ciągu leżą od granicy bliżej, niż na odległość ε, gdyż zbiór liczb naturalnych jest nieskończony, a więc ciąg liczbowy zawiera nieskończenie wyrazów, i te przykładowe trylion pierwszych wyrazów, które może leżą dalej, niż na ε to jest prawie nic w porównaniu z nieskończoną liczbą pozostałych wyrazów ciągu, które leżą bliżej.
"Wykłady" na pozostałe tematy - za dzień lub dwa, jeśli Admin nie wyrzuci tematu.
Pozdrawiam, i życzę sukcesów.

Awatar użytkownika
Darlington
-
-
Posty: 574
Rejestracja: 12 lis 2007, o 18:18
Lokalizacja: stąd!

Postautor: Darlington » 17 paź 2008, o 20:58

tg3a, dziękuję za szczegółowe wyjaśnienie - jesteś najbardziej pomocnym użytkownikiem tego forum IMO :) Szacunek.
Ten aksjomat z prawdopodobieństwa z punktu 2 też już zrozumiałem - prawdopodobieństwo sumy zdarzeń jest równe sumie prawdopodobieństw.

Jak się okazało, wszelkie definicje, wzorki można o kant d**y obić, póki nie policzy się kilkudziesięciu zadań (w tym wypadku granic ciągów) - co uczyniłem i teraz to doskonale rozumiem, teraz biorę się za granice funkcji, liczby zespolone, macierze, wyznaczniki, układy Cramera, pochodne itp itd
Co do pochodnych i całek - prosiłbym o przybliżenie tematu.

tg3a
-
-
Posty: 243
Rejestracja: 26 maja 2008, o 19:46
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: tg3a » 17 paź 2008, o 23:30

Witam Cię. Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale nie zawsze mam tyle czasu, ile bym chciał.
Matematycy pewnie by się z Tobą nie zgodzili odnośnie przydatności wzorów i definicji, ale nie wszyscy muszą być matematykami. W sumie i tak dobrze, że po zrobieniu odpowiedniej liczby przykładów zaczynasz poszczególne zagadnienia rozumieć.
Na dzisiaj pewnie zdążę coś napisać tylko o pochodnych. W zasadzie wiele zadań z pochodnych daje się rozwiązać bez zrozumienia samej definicji pochodnej, a tylko na zasadzie nauczenia się korzystania z wzorów. Ale bywają i takie zadania, gdzie jest polecenie policzenia pochodnej w oparciu o definicję, lub trzeba coś udowodnić, i inaczej się nie da.
A więc zacznijmy. Twój rysunek jest niezłą ilustracją do definicji pochodnej, tylko dla ujednoznacznienia sytuacji należałoby na nim dodać oznaczenia. Na tym rysunku jest wykres jakiejś funkcji f(x), i na tym wykresie są zaznaczone 2 punkty, oraz są one zrzutowane na osie OX i OY dla pokazania współrzędnych tych punktów. Więc chodzi mi o to, aby wprowadzić oznaczenia tych współrzędnych. Jeden z tych punktów (zwykle przyjmuje się, że ten po lewej stronie, ale nie jest to konieczne) ma współrzędne oznaczane przez (x,y) lub (x0,y0), a ten drugi - przykładowo (x1,y1). Występujące po prawej stronie wzoru wartości Δx i Δy są równe:
Δx=x1-x i odpowiednio Δy=y1-y. Iloraz Δy/Δx jest nazywany w matematyce ilorazem różnicowym funkcji.
Definicja pochodnej funkcji f(x) w punkcie x (ewentualnie x0, gdyby przyjąć takie oznaczenie) mówi nam, że jest to granica ilorazu różnicowego funkcji przy Δx dążącym do zera. Przyjmuje się przy tym, że to dążenie do zera przyrostu Δx odbywa się w ten sposób, że jeden z tych punktów (a mianowicie ten, którego współrzędna oznaczona jest jako x bądź x0) pozostaje w stałym miejscu, a drugi z punktów, o współrzędnej oznaczonej jako x1, zbliża się do niego.
Gdyby przez punkty (x,y) i (x1,y1) poprowadzić prostą, to wartość ilorazu różnicowego Δy/Δx jest wartością tangensa kąta nachylenia tej prostej do osi OX, czyli mówi nam, jak stromo ta prosta wznosi się w górę. Oczywiście, gdyby wykres funkcji wyglądał inaczej, mogłoby się okazać, że punkt (x1,y1) leży niżej, niż punkt (x,y), przyrost Δy jest ujemny, i ta prosta nie wznosi się, a opada.
Wracając do naszej definicji pochodnej, tak narysowana prosta przecina wykres funkcji w punktach (x,y) i (x1,y1), i w związku z tym jest tzw. sieczną wykresu funkcji (bo odcina na tym wykresie odcinek krzywej między tymi dwoma punktami). Zmierzanie Δx do zera, czyli zbliżanie się punktu (x1,y1) do punktu (x,y) oznacza, że ta sieczna będzie odcinała coraz mniejszy odcinek wykresu funkcji, aż w granicy stanie się styczną do wykresu funkcji w punkcie (x,y). Czyli wartość pochodnej mówi nam, jak stroma jest funkcja w tym punkcie (bo funkcja jest tak samo stroma, jak stroma jest prosta przyłożona do niej gładko w tym punkcie, czyli styczna).
Teraz jeszcze jedna interpretacja ułatwiająca zrozumienie pochodnej. Przyjmijmy, że zmienna x jest to czas, a zmienna y, czyli wartość funkcji, wyraża położenie jakiegoś obiektu poruszającego się wzdłuż osi OY.
Jeśli w jakimś momencie x (zgodnie z założeniem x oznacza czas, choć typowo, zwłaszcza w fizyce, czas oznacza się literą t) obiekt zajmuje pozycję y, a w momencie x1 pozycję y1, to iloraz różnicowy Δy/Δx oznacza prędkość średnią tego obiektu na obszarze między y a y1 i na przestrzeni czasu między chwilą x a x1. Teraz, rozpatrując zmniejszanie się Δx do zera, otrzymamy w granicy prędkość chwilową rozważanego obiektu w momencie x i punkcie o współrzędnej y. Tak więc możemy pochodną postrzegać ogólnie jako szybkość zmiany wielkości y (czyli wartości funkcji), czyli w tym przypadku szybkość zmiany pozycji.
Nie wiem, czy moje objaśnienia coś Ci dały, i czy to jest wszystko, czego oczekujesz, czy też mam Ci przedstawić jakieś przykłady na liczenie pochodnej z definicji, lub też wzory na pochodną i przykłady ich stosowania. Tak jak napisałem, jutro (a właściwie już dziś) spróbuję napisać coś o całkach, chyba że będziesz chciał, by temat pochodnej poszerzyć.
Życzę sukcesów w potyczkach z matematyką, oraz w dziedzinach, w których ona znajduje zastosowanie (m.in. w elektronice).
P.S. Słynny fizyk Michael Faraday był w dużej mierze samoukiem, i żałował, że nie zna dostatecznie matematyki, gdyż nie miał narzędzia do analizy i opisu swoich odkryć.

tg3a
-
-
Posty: 243
Rejestracja: 26 maja 2008, o 19:46
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: tg3a » 21 paź 2008, o 20:23

A teraz o całkach (przepraszam, że z pewnym opóźnieniem - znowu kwestia braku czasu, a trochę i działania w zdenerwowaniu - wczoraj utraciłem tekst swojego wpisu, i dziś pisałem od nowa). Niewątpliwie temat pochodnych nie jest jeszcze zamknięty, ale muszę wiedzieć, jakie konkretnie zagadnienia chciałbyś mieć wyjaśnione.
Temat całek klasycznie zaczyna się omawiać od zdefiniowania pojęcia funkcji pierwotnej. Nie będę tu zbyt oryginalny, i też tak zrobię. No więc funkcja pierwotna jakiejś danej funkcji f(x) jest to taka funkcja F(x), że gdyby policzyć jej pochodną, czyli F'(x), lub stosując zapis różniczkowy, dF(x)/dx, to byśmy otrzymali funkcję daną, czyli f(x). Zapisuje się to następująco:
dF(x)/dx = f(x)
Okazuje się, że takich funkcji jest nieskończenie wiele, bo gdy do jednej funkcji pierwotnej doda się funkcję stałą (można też powiedzieć krótko: doda się stałą), to otrzymana w ten sposób funkcja będzie miała taką samą pochodną (czyli f(x)), bo pochodna funkcji stałej jest równa zeru (wracając do definicji pochodnej - łatwo sprawdzisz, że już nawet sam iloraz różnicowy funkcji stałej, w jakich punktach byśmy go nie liczyli, zawsze będzie równy zeru, bo Δy będzie równa stała minus ta sama stała, czyli zero).
I teraz jest pora na pojęcie całki nieoznaczonej. Pomijając pewien niuans całka nieoznaczona danej funkcji f(x) jest to jej funkcja pierwotna F(x) z dodaną taką dowolną stałą jako parametr, oznaczany tradycyjnie dużą literą C, czyli F(x)+C. Parametr C nazywa się stałą całkowania.
Można też powiedzieć, że całka nieoznaczona jest to jakby rodzina jej wszystkich funkcji pierwotnych.
Całkę funkcji f(x) zapisuje się przy pomocy stylizowanego S przed symbolem bądź wzorem funkcji, oraz różniczki zmiennej całkowania za symbolem (wzorem) funkcji, czyli:
∫f(x)dx
(Różniczka jest oznaczana symbolem "d", i oznacza, mówiąc w uproszczeniu, a więc niezbyt ściśle, nieskończenie mały przyrost zmiennej bądź funkcji - ogólnie tego, co za tą literką "d" stoi.)
Ten pominięty niuans polegał na tym, że nie wspomniałem o zmiennej całkowania. Dopóki interesują nas funkcje jednej zmiennej, to zmienna całkowania (a więc to "x" po literce "d") jest w zasadzie ta sama, co zmienna niezależna funkcji (czyli to "x" w nawiasie). Czasem, rzecz jasna, z rzeczywistej potrzeby (np. w fizyce) lub "dla urozmaicenia" używa się innego oznaczenia zmiennej. Jeśli będę rozwijał temat, to później powiem o sytuacjach, gdy się przechodzi na inną zmienną całkowania, a już na pewno kwestia zmiennej całkowania występuje, gdy mamy funkcję wielu zmiennych. Ale to będzie chyba dopiero na dalszym etapie.
Teraz wspomnę krótko o całce oznaczonej. Od całki nieoznaczonej różni się ona dość istotnie. Przede wszystkim liczy się ją w określonych granicach zmiennej całkowania. Te granice zapisuje się w okolicach dołu i góry stylizowanego S:

b
∫f(x)dx
a

gdzie a - granica dolna, a b - granica górna. Tak zapisana całka oznaczona jest równa F(b)-F(a), gdzie F(x) jest którąkolwiek funkcją pierwotną funkcji f(x), czyli zamiast x do funkcji pierwotnej podstawiamy granicę górną, a potem dolną, i odejmujemy. Z tego wynika, że całka oznaczona nie jest funkcją zmiennej całkowania (czyli na ogół x), bo jeśli zamiast x podstawiamy liczby, inne zmienne (parametry - jak tutaj a i b), czy też czasem nawet wyrażenia algebraiczne, to ta zmienna znika. Całka oznaczona może nawet w ogóle nie być funkcją, a tylko liczbą lub wyrażeniem liczbowym (a więc w sumie też liczbą), jeżeli obie granice całkowania są konkretnymi liczbami rzeczywistymi (np. 0 , 2,5 , √3 lub Π - to miało być małe pi, ale takiego nie widzę).
Niewątpliwie temat całek tylko zarysowałem. Z pewnością wiele możnaby powiedzieć o podstawowych wzorach dotyczących całek, a zwłaszcza o całkowaniu przez podstawianie i przez części (nasz ś.p. prof Trajdos na Wydziale Elektroniki PW mawiał, że studenci nazywają to "całkowaniem przez szczęście"). Liczenie całek jest z pewnością trudniejsze, niż pochodnych, i wymaga więcej treningu (żeby temu "szczęściu" pomóc). Ale żeby nie pisać o wszystkim, i nie zajmować po kilka stron przez jeden wpis/wykład, muszę mieć sygnał zwrotny, o czym konkretnie pisać.
To na dzisiaj tyle, i czekam na ewentualne sygnały. Pozdrawiam Cię.

Awatar użytkownika
Darlington
-
-
Posty: 574
Rejestracja: 12 lis 2007, o 18:18
Lokalizacja: stąd!

Postautor: Darlington » 25 paź 2008, o 12:48

Granice funkcji już w miarę opanowałem, ale suche definicje o dalszych zagadnieniach mi niewiele mówią, proszę o jakieś rysunki, wykresy itp nt. pochodnych i całek, i mam pytanie: czy pochodna i różniczka to to samo?

Awatar użytkownika
Darlington
-
-
Posty: 574
Rejestracja: 12 lis 2007, o 18:18
Lokalizacja: stąd!

Postautor: Darlington » 30 paź 2008, o 22:37

Ok proszę o rozjaśnienie macierzy i wyznaczników - zwłaszcza działań na nich.
Macierz wiem, że to jest prostokątna tablica, podstawy znam ale nie wiem np. jak szybko mnożyć macierze, schemat Falka sprawia mi trudności, schemat Sarrusa też, dlatego proszę o wyjaśnienie, najlepiej wraz z rysunkami, i nie wiem jak się liczy wyznaczniki stopnia wyższego niż 3...
No i różnica między macierzą a wyznacznikiem...

Pollux
-
-
Posty: 1
Rejestracja: 1 lis 2008, o 07:27
Lokalizacja: Wrocław

Postautor: Pollux » 1 lis 2008, o 07:46

W sieci jest naprawdę sporo informacji na temat macierzy, np. http://www.math.put.poznan.pl/~grzesiak ... cierze.pdf

Aby obniżyć stopień wyznacznika macierzy można zastosowac rozwinięcie Laplace'a, a po otrzymaniu wyznacznika macierzy stopnia 3 skorzystać z reguły Sarrusa. Problem jest jednak tego rodzaju, że w miejsce wyznacznika macierzy stopnia n, po rozwinięciu otrzymamy n wyznaczników macierzy stopnia n-1 (choć nie jest tak zawsze). Najlepiej jest przeprowadzić o ile to możliwe takie operacje, aby np. w jednym z wybranych wierszy otrzymać jak najwięcej zer, nastepnie zastosować rozwinięcie Laplace'a względem niezerowych pozycji tego wiersza.

Wróć do „Elektronika - tematy dowolne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 256 gości